
Fenomen reformacji polegał na tym, że odcisnęła swoje piętno na wielu obszarach i w rezultacie stała się jednym z kluczowych czynników budujących cywilizację Zachodu w epoce nowożytnej.
Choć od rozpoczęcia reformacji upłynęło już ponad pół tysiąclecia, wciąż budzi ona wiele emocji w Polsce. Widzieliśmy to w Sejmie, gdy nie udało się przeprowadzić uchwały upamiętniającej 500-lecie tego historycznego przełomu. Posłanka Anna Siarkowska (Partia Republikańska), która zablokowała przyjęcie uchwały przez aklamację, podsumowała to jednym zdaniem: „Uważam, że radosne świętowanie wydarzeń, które podzieliły Kościół, to niedobry pomysł”. Takich głosów było zresztą więcej.
Reformacja nie była jednak spiskiem mającym na celu zniszczenie czegoś, co znakomicie działa, ale krzykiem rozpaczy (Lutra i wielu innych) w chęci ratowania zachodniego chrześcijaństwa w obliczu największego kryzysu, jaki był dotąd jego udziałem. Geneza tego wielkiego ruchu religijnego i społecznego, który przetoczył się przez Europę – od Anglii, przez Francję, Niderlandy, Niemcy, Skandynawię, Szwajcarię, a skończywszy na Polsce, Litwie, Czechach i Węgrzech – to temat sam w sobie niezwykle frapujący. Tym razem jednak spójrzmy od innej strony: co reformacja dała Europie. Przede wszystkim nie był to ruch wyłącznie religijny. Fenomen reformacji polegał na tym, że odcisnęła swoje piętno na wielu obszarach i w rezultacie stała się jednym z kluczowych czynników budujących cywilizację Zachodu w epoce nowożytnej. Sfery jej oddziaływania można podzielić na cztery główne obszary: ekonomiczny, polityczny, edukacyjny i kulturalny.
W gospodarce mamy do czynienia z dwiema kwestiami godnymi uwagi: wpływem reformacji na stosunek do pracy oraz na dalszy rozwój kapitalizmu. Do tej pory w średniowieczu, a właściwie już od III w., rozpowszechniało się w kościele przekonanie o wyższości życia zakonnego nad życiem świeckim, a co za tym idzie – o wyższości ascezy nad życiem aktywnym zawodowo. Temu nastawieniu przeciwstawił się Marcin Luter.
Jego zdaniem świętość życia nie jest powołaniem jedynie mnichów, ale jest zadaniem każdego chrześcijanina, które należy realizować w życiu codziennym. W ten sposób niemiecki reformator przyczynił się do uświęcenia świeckiego obszaru życia, przełamując nieznośny podział na to, co święte i na to, co świeckie, czyli pośledniej wartości. Luter przywrócił świeckim zawodom właściwą im godność. Uznał, że ich wykonywanie jest wyrazem miłości i służby względem bliźnich oraz realizowaniem powołania od Boga, które należy akceptować i rzetelnie wykonywać. Przeciwieństwem jest życie zakonne – dla Lutra było ono wyrazem egoizmu, doskonaleniem się jednostki, aby zasłużyć sobie na zbawienie, w całkowitym oderwaniu od obowiązków społecznych. Protestancki etos pracy rozwinął następnie Jan Kalwin. Chrześcijanin nie żyje ani dla siebie, ani dla innych, lecz ku chwale Boga, z którym pozostaje w stałej, indywidualnej społeczności i któremu podporządkowuje każdą dziedzinę swego życia. Stąd to, co dla duchowości średniowiecznej możliwe było do realizowania jedynie w zaciszu klasztornej celi (służba Boża), teraz stało się częścią prozaicznego życia codziennego. Okazało się, że rolnik, rzemieślnik czy kupiec swoją rzetelną, wytężoną pracą oddają chwałę Bogu nie gorzej (a wręcz lepiej) niż ten, kto całe swoje życie poświęcił kontemplacji i modlitwie. O ile teologia franciszkańska w żebraku widziała Chrystusa, Kalwin i jego następcy potępiali tych, którzy nie chcieli pracować i surowo podchodzili do każdego przejawu próżniactwa. Lenistwo, nawet przybrane w szaty pobożności, mogło być powodem odtrącenia człowieka przez Boga. Z tym wiąże się drugi wyróżnik protestanckiego stosunku do pracy. Jak pisze Max Weber w swoim słynnym dziele Etyka protestancka a duch kapitalizmu: „(…) purytańska moralność z jej akcentem na pracę, »powołanie« i działalność w sferze produkcji oraz z podkreśleniem prostoty życia, wstrzemięźliwości i skromności w sferze konsumpcji, w wielkim stopniu umożliwiła ów wzrost produkcji ponad konsumpcję, który niezbędny jest do akumulacji kapitału”. Kiedy w krajach protestanckich zdjęto z bogacenia się odium chciwości i wręcz bezbożności, kiedy można się było bogacić „na chwałę Bożą” (co nie znaczy, że wolno było wszystko!), uruchomiło to ogromne pokłady ludzkiej przedsiębiorczości i pracowitości. A gdy protestancki duch wstrzemięźliwości nakazał zarobione pieniądze nie przejadać, ale inwestować w nowe przedsięwzięcia, stało się to zachętą do akumulacji kapitału, niezbędnej dla rozwoju gospodarczego w skali makro. Pozwólmy cały ten wywód podsumować francuskiemu historykowi Jeanowi Delumeau: „Zasługą (...) Kalwina było pogodzenie religii i pieniądza, prowadzące do nowej mentalności, jakiej potrzebował do swego zwycięstwa kapitalizm. (...) Protestanci patrzyli bardziej życzliwie niż mnisi na uczciwie osiągnięty dobrobyt, czuli wstręt do ostentacji i przepychu barokowej sztuki katolików, żyli od nich skromniej, a kapitał lokowali w handlu i przemyśle”. Tymczasem w Polsce i innych krajach, które pozostały wierne Kościołowi rzymskiemu, procesy te przebiegały nieporównanie wolniej, o ile nie tkwiły w zastoju. Szlachetnie urodzone kręgi traktowały możność niepracowania jako przywilej, dowód Bożego wybrania i błogosławieństwa. Praca była powinnością „gorszych”. Posiadacze fortun i majątków nie pomnażali kapitału, ale korzystali ze swego bogactwa, by zaspokajać nader rozwinięte potrzeby konsumpcyjne, i to w luksusowym wydaniu. U źródeł nowoczesnej demokracji parlamentarnej Kiedy zaczęła się reformacja, najnowocześniejszy z dzisiejszego punktu widzenia ustrój miała Polska (czyli Korona Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego), przez cały XVI w. będąca wzorem dla wielu europejskich reformatorów. Wprawdzie sam parlament w innych krajach ukształtował się wcześniej, ale to w Polsce miał on wówczas najwięcej do powiedzenia w sprawach kraju. Niestety w ciągu następnych stu pięćdziesięciu lat sprawy nie posunęły się do przodu, przeciwnie, ustrój stopniowo się degenerował. Tymczasem tam, gdzie zwyciężyła reformacja, szybko następowały zmiany. Podobnie jak w przypadku rozwijającego się kapitalizmu miały one podłoże teologiczne. O ile Luter nie kwestionował idei monarchii, już Szwajcar Zwingli i Francuz Kalwin byli zwolennikami republiki. Dla tego pierwszego ideałem ustrojowym była republika rządzona przez najlepszych obywateli, a więc przez zamożny i oświecony patrycjat. Z kolei Kalwin był zwolennikiem ustroju, w którym „rządzi wielu, pomagając sobie nawzajem”, i gdzie jest „dobrze wymiarkowana wolność” – czyli republiki oligarchicznej. Jan Baszkiewicz, historyk doktryn politycznych, tłumaczy to tak: „Jeśli Bóg jest absolutnym władcą świata, nie przystoi, aby jedynowładztwo królów robiło niejako konkurencję boskiej władzy. Skoro zaś natura ludzka jest grzeszna – trudno znaleźć człowieka, który by miał wszystkie cnoty potrzebne absolutnemu władcy”. Francuscy hugenoci sformułowali zasadę suwerenności ludu: choć król jest wyższy niż pojedyncza osoba, to niższy jest od ludu (co było znane już w średniowieczu), dlatego lud może stawić swemu monarsze opór, jeśli ten okaże się złym władcą. Andrzej Flis, antropolog i socjolog kultury, pisze: „To w kalwinizmie właśnie pojawiła się po raz pierwszy idea państwa jako umowy pomiędzy władcą a poddanymi, rozwinięta później przez Monteskiusza i mieszczańskich ideologów Oświecenia. To Kalwin wreszcie sformułował zasadę – która z czasem stała się fundamentem ustrojowym Zachodu – iż zamożność społeczeństwa jest funkcją pomyślności ekonomicznej wchodzących w jej skład jednostek. Demokratyzm religijny (...) szedł w parze z demokratyzmem politycznym i gospodarczym”. Z kolei w XVII-wiecznej Anglii toczyła się wśród protestantów dyskusja, czy król, będący suwerenem postawionym przez Boga, odpowiada tylko przed Nim, czy też jest ustanawiany za zgodą parlamentu. Do tego dochodziły kluczowe kwestie dotyczące polityki gospodarczej: kto ma prawo nakładać podatki: król czy tylko parlament? Kiedy Karol I próbował narzucić parlamentowi swoje rządy absolutne, został przezeń obalony i w Anglii ustanowiono republikę purytańską, czyli rządzoną przez radykalnych protestantów. Jan Baszkiewicz w państwie, które stworzyli purytanie, widzi zaczątek nowoczesnej myśli ustrojowej. Parlament został uznany za zwierzchnią władzę, wprowadzono zasadę wolności religijnej i ekonomicznej oraz obronę własności prywatnej. Z tego samego źródła wypłynęły idee, które sto lat później znalazły zastosowanie w postaci powołania do życia Stanów Zjednoczonych Ameryki – pierwszego państwa na świecie będącego demokracją parlamentarną, budowaną w oparciu o przyjętą przez obywateli konstytucję. To, jak wielki wpływ na dzieje Anglii wywarły zmiany wprowadzone przez purytanów, widać na przykładzie dwóch innych państw, które w XVI w. stanęły na rozdrożu: pójść drogą reformowania kraju w duchu protestanckim czy bronić katolickiego status quo. Kiedy w Anglii po obaleniu króla rządził parlament, w Polsce po raz pierwszy w Sejmie padło nieszczęsne liberum veto. Podczas gdy parlamentaryzm angielski włączał do rządzenia państwem przedstawicieli wszystkich grup społecznych, władza w Polsce była zastrzeżona dla szlachty i duchowieństwa. Drugim przykładem jest Francja. To, co Anglicy osiągnęli na drodze zmian zainicjowanych przez purytanów, Francuzi wywalczyli sobie, wylewając morze krwi podczas rewolucji rozpoczętej 14 lipca 1789 r.
Uczyć się, by móc czytać Biblię
Na przełomie XI i XII w. zaczęły powstawać w Europie uniwersytety, tworząc zalążek zorganizowanej edukacji wyższej, a także życia naukowego. Gorzej wyglądała sprawa nauczania na niższym szczeblu. Istniały szkoły elementarne, jednak ich głównym zadaniem było przygotowanie kadr dla kościoła oraz urzędniczej służby królewskiej, a także zapewnienie wstępnej edukacji umożliwiającej studia uniwersyteckie. Nie istniało nic, co można by uznać za podwaliny powszechnej edukacji. Po prostu nie widziano takiej potrzeby. Sytuacja ta zmieniła się za sprawą reformacji. Jednym z naczelnych haseł było poznawanie Boga poprzez Jego Słowo, a do tego potrzebna była umiejętność czytania. Marcin Luter wzywał do zakładania szkół dostępnych nie tylko dla chłopców, ale także dla dziewcząt, i to od najmłodszych lat: „Bo czyż złą rzeczą byłoby, gdyby dziewięcio- bądź dziesięcioletnie dziecko znało już całe Pismo?”. Takie same powody wpłynęły na działania Kalwina, który propagował nie tylko edukację dzieci, ale w 1559 r. doprowadził też do utworzenia w Genewie Academia Genevensis (istniejącej do dziś jako Uniwersytet Genewski). Była to dostępna dla wszystkich uczelnia wyższa, w której program dydaktyczny, w przeciwieństwie do ówczesnych tradycyjnych uniwersytetów, dużo uwagi poświęcał naukom ścisłym. Kalwin założył w Genewie jeszcze cztery szkoły, które miały przygotowywać do studiów w Akademii. Jego następca, Teodor Beza, uczynił je szkołami bezpłatnymi. Zdaniem Jonathana Hilla „w ten sposób powstał pierwszy darmowy i zintegrowany system oświaty w czasach nowożytnych”. W tym miejscu trzeba również wspomnieć Jana Amosa Komeńskiego. Choć żył on w XVII w., jest spadkobiercą idei reformacyjnych. Ten pochodzący z Moraw duchowny Jednoty Braci Czeskich uznawany jest za jednego z najwybitniejszych europejskich pedagogów. Największy wpływ na rozwój edukacji wywarł poprzez stworzenie nowego systemu podręczników. Dotąd łaciny uczono przez pamięciowe opanowywanie słownictwa i gramatyki. Komeński natomiast wprowadził czytanki na określone tematy, by połączyć naukę języka z przyswajaniem wiedzy z różnych przedmiotów oraz różnych dziedzin życia.
Batalia o język
Wbrew stereotypom protestantyzm wcale nie był wrogo nastawiony do sztuki. Katolicy z pewnością hojniej podchodzili do mecenatu wobec artystów, jednak nie znaczy to, że zawód artysty nie miał w krajach luterańskich czy reformowanych racji bytu. W XVI-wiecznych Niemczech tworzyli wielcy malarze-luteranie, tacy jak Albrecht Dürer, Hans Holbein czy Lucas Cranach, a w XVII-wiecznych Niderlandach Jan Vermeer czy Rembrandt Harmenszoon van Rijn. Trudno też wyobrazić sobie historię muzyki bez Jana Sebastiana Bacha i Georga Friedricha Haendla. Kolejny wpływ reformacji na kulturę europejską, jaki trzeba wskazać, to nadanie jej piętna narodowego. W średniowieczu niemal cała literatura piękna, literatura fachowa oraz oficjalna korespondencja tworzone były w łacinie. Języki narodowe, owszem, były w użyciu, ale w mowie potocznej. Średniowieczne odmiany francuskiego, angielskiego, hiszpańskiego, niemieckiego czy polskiego były uważane za języki ludu, podczas gdy ludzie wykształceni i obyci posługiwali się w piśmie tylko łaciną. Jednym z powtarzających się haseł reformatorów, począwszy od Piotra Valdy, a skończywszy na wielkiej trójce: Luter, Zwingli, Kalwin, było postawienie Biblii w centrum chrześcijańskiego nauczania. Gdyby korzystać wyłącznie z łacińskich przekładów, nie sposób byłoby dotrzeć do szerszych mas społeczeństwa – do ludzi umiejących wprawdzie czytać, ale nieznających łaciny (jak by nie było – języka obcego). Dlatego reformatorzy stali na stanowisku, że ludzie muszą otrzymać Pismo Święte w swoim własnym języku. W Anglii średniowieczny przekład Biblii na język angielski pomógł ujednolicić ten język, dotąd występujący w trzech regionalnych dialektach. Jeszcze większą rolę w tym względzie odegrał XVI -wieczny przekład Williama Tyndale’a, ukończony w 1535 r. przez Mylesa Coverdale’a. Podobnie było w innych krajach. Biblia w przekładzie Marcina Lutra stała się pomnikowym dziełem nowożytnej kultury niemieckiej. Jak pisze jego biograf, Roland Bainton: „Dla Niemców przekład Lutra był niezrównany. Luter uczynił ogromny skok poprzez tysiącletnią tradycję. Były już przed nim tłumaczenia Biblii na język niemiecki (…). Żadne z nich jednak nie mogło poszczycić się tym wspaniałym brzmieniem, przebogatym słownictwem, doskonałą adaptacją idiomatyczną i religijną głębią przekładu Lutra”. Richard Friedenthal także nie miał wątpliwości co do rangi tego przekładu: „Jego Biblia oddziaływała na wszystkie warstwy społeczne (…). Wpływ objął też niewykształconych, nieumiejących czytać ani pisać, im bowiem czytano przekład Lutra. Niezliczone zwroty z jego tekstu przeszły do potocznego języka i są używane po dziś dzień”. Nie inaczej było we Francji, gdzie niezrównana była rola Kalwina w przekształcaniu jego rodzimego języka, tak by mógł przekazywać bardziej abstrakcyjne treści. W owym czasie język francuski nie miał ani ukształtowanego słownictwa, ani odpowiedniego stylu argumentowania. Sytuację zmienił opublikowanie w 1541 r. francuskojęzycznej wersji Institutio religionis christianae Kalwina, którą Francis M. Higman określa jako „pierwszy pomnik francuskiej elokwencji”. Podobnie działo się w niemal całej Europie. Już od 1520 r. pojawiały się przekłady Nowego Testamentu w języku szwedzkim, duńskim, węgierskim, czeskim, polskim, włoskim, niderlandzkim, a nawet islandzkim i fińskim. W ślad za nimi po pewnym czasie wydawano całe Biblie w językach narodowych. Nie trzeba tłumaczyć, jak wielkie miało to znaczenie dla rozwoju tych języków, a co za tym idzie, dla kultury narodowej na całym kontynencie.
Zbawienny wpływ konkurencji
Choć dla wielu katolików reformacja jest zjawiskiem postrzeganym negatywnie – jako wydarzenie, które podzieliło Kościół – to w rzeczywistości wniosła ona wiele ożywczego tchnienia do życia społeczeństw XVI-wiecznej Europy. Nie sposób nie zauważyć, że złamanie monopolu myślenia, rządzenia i gospodarowania, które dokonało się w ciągu XVI w., obu stronom wyszło na dobre. Jedni drugich motywowali do większego wysiłku. Zasada konkurencyjności okazała się bardzo płodnym doświadczeniem nawet dla samego Kościoła katolickiego. Bez reformacji nie byłoby impulsu dla tak gruntownej jego reformy, jaka dokonała się w wyniku uchwał soboru trydenckiego, a potem znów w wyniku soboru watykańskiego II.
Autor: dr Włodzimierz Tasak
Artykuł pochodzi z papierowego wydania Głosu Przebudzenia, numer 1 (2) 2020 r.
Przejdź do sklepu: https://sklep.nadziejadlaprzyszlosci.pl/produkt/glos-przebudzenia-nr-1-2-2020/
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!