Dzieci z chrześcijańskich domów nie rodzą się święte

Aleksandra Nikodem rozmawia z Nelą i Zbigniewem Kłapami o roli rodziców w ewangelizacji dzieci oraz różnych rozwiązaniach przydatnych na co dzień w chrześcijańskiej rodzinie.

Aleksandra: Jak wierzący rodzice mogą dotrzeć z ewangelią do dzieci?

Zbigniew: Apostoł Paweł miał głowę pełną wiedzy, ale nawrócił się, gdy osobiście spotkał Chrystusa. Jest jedna ewangelia, mamy ją głosić niezależnie od wieku dziecka. Aby skutecznie to robić, nasze życie musi być zachętą, powinno być podporządkowane Bogu, tak byśmy nie dawali antyświadectwa. Nasza postawa ma być ramą dla ewangelii, a treścią są prawdy dotyczące zbawienia. W Ewangelii Jana (Jan 3:16) znajdziemy cztery prawdy na temat Boga, które dziecko powinno usłyszeć: Bóg jest święty (bez grzechu); miłujący (chce, aby grzesznicy usłyszeli ewangelię); sprawiedliwy (musi ukarać za grzechy) i kieruje ewangelię do świata, czyli do grzeszników. W tym wersecie poruszone są najważniejsze kwestie: uniewinnienia, zbawienia i celu, którym jest życie wieczne.

Nela: Powiedzieliśmy już, co dzieci powinny usłyszeć, ale rodzi się pytanie, jak to zrobić w domu. No właśnie, bo w domu życie toczy się bardzo dynamicznie. Dzieci muszą usłyszeć to przesłanie gdzieś między powrotem ze szkoły a pójściem spać.

Zbigniew: W trakcie śniadania też mogą słuchać ewangelii. Nela: Najlepsze, co możemy zrobić, to przekazywać dzieciom ewangelię w codziennych sytuacjach życiowych. Pamiętam, jak nasze córki się pokłóciły, poszarpały. Nie były święte od urodzenia?

Nela: Właśnie nie! To, że urodziły się w rodzinie chrześcijańskiej, nie znaczy, że są święte. Ważne, aby z dziećmi rozmawiać o Bogu, np. gdy się pokłócą, pytamy, co się stało. Daje to nam okazję do powiedzenia o grzechu i jego konsekwencjach. Jeśli dzieci są młodsze i śpiewają różne piosenki wyniesione ze szkółki, pytamy, czy wiedzą, o czym śpiewają. Na przykładzie biblijnej Rut przekazałam córkom własne świadectwo, że musiałam uwierzyć w Boga, chociaż urodziłam się w wierzącej rodzinie. Reasumując, wykorzystujmy codzienne sytuacje (uczy o tym Biblia w 5 Księdze Mojżeszowej w rozdziale 6), bo te przykłady zapadają dziecku w pamięć. Natomiast posadzenie dziecka na krześle i powiedzenie mu: „Teraz cię zewangelizuję”, po czym strzelenie kazania, że Bóg cię kocha, jesteś grzesznikiem i temu podobne… To nie zadziała.

Jaka jest dolna granica wieku, gdy dziecko może się nawrócić?

Nela: Moim zdaniem nie ma takiej granicy. Generalnie przyjmuje się, że w rozwoju duchowym dziecko do około piątego roku życia nie ma jeszcze poczucia grzeszności. Rozumie jednak, że grzech jest czymś złym, i nawet potrafi swoje zachowanie nazwać grzechem, o ile nauczymy je tego słowa. Nasza najmłodsza córka nawróciła się, gdy miała pięć lat. Osobiście nie dowierzałam, że w tym wieku można się nawrócić, ale Duch Święty w jakiś sposób przekonał ją o jej grzeszności.

Zbigniew: Tak, kiedyś przeczytaliśmy jej dwa wersety z Listu do Rzymian (13:13-14). Chociaż w tych wersetach są abstrakcyjne pojęcia dla tak małego dziecka, córka nam powiedziała: „Ja już przyoblekłam się w Pana Jezusa”. Wytłumaczyła nam w prostych słowach pięciolatki, o co jej chodzi. Powiedziała, że na ostatniej szkółce zrozumiała, co złe go robi, że to się Panu Jezusowi nie podoba, że to ją oddziela od Boga. Pomodliła się z nauczycielką i przeprosiła Pana Jezusa. Teraz jest czysta i chce żyć dla Niego.

Jak wygląda otwartość dzieci na duchowe sprawy?

Nela: Jak już wspomniałam, dzieci do piątego, szóstego roku życia chętnie słuchają o Bogu, ale w większości przypadków nie mają świadomości grzechu. Określiłabym ten wiek mianem „ufny naśladowca”. W tym okresie odpowiedzialność spoczywa na rodzicach i nauczycielach, którzy mają dziecko uczyć o Bogu, ale nim nie manipulować i nie wywierać presji! Potem mamy okres między siódmym a dwunastym rokiem życia, czyli do poziomu piątej lub szóstej klasy. Nazwałabym ten okres „złotym wiekiem” przyjmowania prawd duchowych. To czas wielu możliwości. Dziecko ma chłonny umysł, słucha, chętnie czyta z rodzicami Biblię. W tym wieku, jeśli dziecko jest nawrócone, to można je ugruntować w wierze, a dziecko nienawrócone może zaufać Bogu, zanim dojdzie do burzliwego okresu nastoletniego. Istnieje tzw. okno 4–14 (to wiek, w którym ludzie najczęściej przyjmują Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela – przyp.red.). W tym okresie ważny jest przedział od szóstego do jedenastego, dwunastego roku życia. To wspaniały czas, w którym dziecko potrafi się zakochać w Bogu. Często rodzice nie wykorzystują tego etapu we właściwy sposób. A potem przychodzi wiek nastoletni. Nastolatek to „poszukujący krytyk”. Chce mieć swoje zdanie, szuka naukowych dowodów wiary. Chce wiedzieć, bo to ma być jego wiara, a nie rodziców. Krytykuje to, co się dzieje, chce zrozumieć prawdy, które były mu wpajane jako „ufnemu naśladowcy”.(…) Jeszcze jedna ważna uwaga odnośnie do nastolatków: Jeśli dziecko jest zainteresowane Bożymi sprawami, szuka duchowych doznań. Praktyki religijne pozbawione przeżyć duchowych są dla młodych ludzi nudne. Bardziej liczą się atmosfera i emocje niż poznawanie. Oni pamiętają, jak się czuli na spotkaniu młodzieżowym, a niekoniecznie, co tam się działo.

Zbigniew: Młodzi ludzie mają swoje obawy, przeżywają stany niepewności, kryzysy wiary, odczuwają również ogromną potrzebę testowania. W tym wieku są krytyczni, nawet krytykanccy. Musimy być przygotowani na ich różne zachowania i pytania, nie możemy się tego wystraszyć. To my, rodzice, odpowiadamy za ich niechęć do Boga czy kościoła, za ich zamykanie się na Boga. Odpowiadamy w tym sensie, że to brak autentyczności naszej wiary, złe relacje ze współmałżonkiem, krytykowanie innych wierzących i temu podobne zniechęcają dzieci do Boga i kościoła. Młodzież lubi szokować – strojem, modą, miną, towarzystwem, chce mieć własne zdanie. Bądźmy świadomi, że młodzi są nie tylko grzesznikami, ale także naszymi kochanymi dziećmi. Musimy okazywać im miłość, troskę, ale również dawać oczyszczającą kąpiel Słowa Bożego, a do tego w atrakcyjnej formie. Nasze dzieci muszą wiedzieć, że zawsze mogą wrócić do rodziców, którzy kochają je i kochają Boga.

Co mają zrobić rodzice nastolatka, aby nie przesadzić z kazaniami i moralizowaniem?

Zbigniew: Ogólnie mówiąc, liczy się świadectwo życia. Jeśli rodzice są gotowi do po święceń i dobrotliwi, to dziecku łatwiej jest przyjmować ich pouczenia. Jeśli oboje, matka i ojciec, są wierzący, to bardzo dobrze. Ważne, żeby nie udawali, nie nakładali masek i w domu byli tacy sami jak w kościele. Jeśli jednak nasze chrześcijaństwo nie jest autentyczne i nastolatki zobaczą nasz błąd, wówczas na pewno nam wytkną: „Aha, to ten wasz Bóg jest pod znakiem zapytania”.

Nela: Popełniony błąd nie jest groźny, jeśli się nawzajem przeprosimy. Młodzi ludzie zobaczą, że my, rodzice, nie jesteśmy doskonali, zarazem nie udajemy, zachowujemy uczciwość. Oni muszą zobaczyć, jak na co dzień wygląda chrześcijaństwo. Przecież my też popełniamy błędy, ale napomnieni przez Ducha Świętego mówimy: „Okej, to było złe, chcę to zmienić”.

Jak nie pozbawiać naszych dorastających dzieci potrzeby wyrażenia siebie? Czasem słyszymy w kościele: „Jak ty możesz pozwolić, aby twoje dziecko tak i tak się ubierało!” i inne podobne uwagi.

Nela: To, o czym teraz mówimy, jest bardzo ważne. Zawsze mnie irytuje, gdy rodzicom bardziej zależy na opinii innych niż na relacji z nastolatkiem. Szczerze mówiąc, musimy okazywać szacunek naszemu nastoletniemu dziecku. Jako rodzic mogę się nie zgadzać z jego poglądem, mogę podjąć dyskusję na dany temat, ale z szacunkiem. Z pewnością nie mogę mieć ciągłej postawy moralizowania.

To gdzie stawiać granice? Kiedy rodzic powinien powiedzieć: „Na to w chrześcijańskim domu nie pozwalam”. Czy wtedy, gdy pojawiają się alkohol i używki?

Zbigniew: Jeśli nastolatek ewidentnie wchodzi w grzech, trzeba z nim rozmawiać o tym otwarcie. Powinniśmy powiedzieć dzieciom, jak się na dany temat zapatrujemy, jakie zachowanie Bóg w swoich obietnicach błogosławi. Jak to zrobić? Bierzemy Biblię, odwołujemy się do Słowa Bożego, i pytamy nastolatka: „Jak ty to rozumiesz?”. Na pewno nie mówmy: „Jak ty tak możesz? W chrześcijańskim domu?!” i temu podobne. Nie narzucamy interpretacji, jak młody człowiek powinien to rozumieć, ale siadamy i razem studiujemy Słowo Boże.

Nela: Bardzo ważne są szczere rozmowy z nastolatkiem. Absolutnie nie w duchu kryty ki. My, rodzice, na różnych etapach odgrywamy odmienne role. Na początku, gdy nasze dziecko jest maluszkiem, jesteśmy opiekunami. Potem, gdy dziecko wchodzi w etap wczesnoszkolny, przeistaczamy się w policjantów, a gdy jesteśmy rodzicami nastolatka, przechodzimy na kolejny etap – zostajemy trenerami. A nam trudno jest przejść z etapu upartego policjanta do wyrozumiałego trenera. Tymczasem przed nami stoi mądry młody człowiek, który szuka swojej drogi w życiu. To już nie są „ufni naśladowcy”, to ludzie, którzy sami wyciągają wnioski. W naszej wzajemnej relacji niesamowicie potrzebne są mądrość, życzliwość, stawianie granic i tłumaczenie, dlaczego raczej bym czegoś nie zrobił. Gdy młody człowiek zobaczy, że rodzic jest autentyczny w swojej wierze, to sam coś zmieni, czy to będzie ubiór, czy coś innego. O to się trzeba modlić, a nie tłuc nastolatka po głowie Biblią. Najlepiej na przykładzie przeanalizować jakąś problematyczną kwestię. I tak: dziecko przychodzi ze smartfonem i mówi: „Zobacz, koleżanka wrzuca na social media takie zdjęcia”. Nie mówmy wtedy: „Ojej, jak ona może?!”, ale zapytajmy: „Popatrz na to zdjęcie. Co ono komunikuje, jak uważasz?” albo: „Co dobrego to zdjęcie może komuś dać, jak myślisz?”. Dajemy nastolatkowi okazję, żeby się wygadał, a my możemy wtedy dodać coś mądre go. Wykorzystujmy chęć młodzieży do rozmowy. Nastolatki lubią dyskutować, niech wypowiedzą swoje zdanie. Wówczas w praktyce uczymy młodych ludzi dokonywać wyborów, a nie wybieramy za nich. To już nie ten etap. Najbardziej docierają do serc młodych ludzi nasza miłość i cierpliwość. Tym, co zamyka na kontakt, są moralizatorski ton, pouczanie i kategoryczne stwierdzenia: „Będzie tak a tak, i już”. W tym wieku niesamowicie ważne jest, aby powtarzać dzieciom z domów chrześcijańskich, że styl życia ludzi wierzących bywa daleki od standardów postępowania, o jakich czytamy w Biblii. My często słyszeliśmy od córek: „On może tamto, ona może to, a dlaczego ja nie?”.

Zbigniew: Powtarzaliśmy wtedy naszym dzieciom: „Nie naśladuj postępowania innych ludzi, ale zaglądaj do Biblii, aby ocenić, czy idziesz w dobrym kierunku”.

Nela: Biblia jest jak pryzmat. Gdy coś wydaje się nam czyste, białe, a przepuścimy to przez „pryzmat Biblii”, może się okazać, że to coś jest złe. Coś może dla ludzi być prawdą, a w świetle Słowa Bożego okazuje się kłamstwem. Być może dziecko powie: „Małe kłamstwo nie zaszkodzi”. Ale czy to zgadza się z nauczaniem Biblii.

Co robiliście, żeby wasze dzieci miały kontakt z Bożym Słowem?

Nela: Mieliśmy w domu kilka twardych zasad. Pierwsza: po kolacji czytaliśmy Biblię przez 5–10 minut. Stosowaliśmy zasadę „trzy razy Z”, czyli zawartość, zasada, za stosowanie. Zawartość: O czym jest tekst? Zasada: Jaka wynika z tego zasada biblijna? Zastosowanie: Co z tym zrobić we własnym życiu? Potem była modlitwa. Nigdy nie zmuszaliśmy córek do modlitwy, nie było modlitwy po kolei. Bo nawet gdyby się pomodliły, ale na siłę, to nie byłaby modlitwa płynąca z serca. Druga: w niedzielę jesteśmy w kościele. Trzecia: dzieci biorą udział w zajęciach biblijnych i w spotkaniach młodzieżowych. Nasza zbuntowana córka powiedziała nam pewnego razu, że ona nie będzie w tym uczestniczyć, ale my postawiliśmy sprawę jasno, że póki mieszka z nami pod jednym dachem, musi przestrzegać naszych zasad, czyli jeździć do kościoła, na spotkania młodzieżowe, i wspólnie z nami czytać Słowo Boże. W tym burzliwym dla naszej nastolatki okresie Pan Bóg dał nam Słowo z Księgi Trenów Jeremiasza, z drugiego rozdziału, wersety 18-19: „Wylewaj łzy jak strumień we dnie i w nocy! Nie pozwalaj sobie na wy tchnienie, niech nie odpoczywa twoja źrenica […] wylewaj jak wodę swoje serce przed obliczem Pana; podnieś ku niemu swoje dłonie za dusze twoich dziatek, które omdlewają z głodu na każdej ulicy!” (Treny 2:18-19, EIB). Otrzymaliśmy wówczas olbrzymią zachętę do modlitwy. Zauważyliśmy, że nie walczyliśmy wystarczająco mocno w modlitwie o nasze dzieci, a myślę, że to jedna z naj ważniejszych misji rodzica. Modlitwa, miłość, mądrość – to właśnie możemy dać młodym ludziom. Miłość to oczywista sprawa. Zastanawiajmy się również, co mówi my dzieciom, gdy otwieramy usta.

Drugie słowo, które dał nam Pan Bóg, pochodzi z Przypowieści Salomona: „Bądź posłuszny przykazaniom ojca, mój synu, i nie porzucaj nauk swej matki. Zachowuje wciąż w głębi serca, zawieszaj je sobie zawsze na szyi, bo one w drodze będą ci przewodzić, gdy zaśniesz, będą cię strzec, gdy się obudzisz, przemówią do ciebie – bo przykazanie jest jak pochodnia, nauka – jak światło, wezwanie do karności jest zaś drogą życia” (Przyp. 6: 20-23, EIB).

Jedno jest pewne, jeśli dziecko usłyszało ewangelię, poznało Bożą mądrość płynącą z naszych ust, to jest to najpiękniejsze dziedzictwo, które może otrzymać. A jeśli jest dodatkowo otoczone naszą modlitwą i miłością, to nie ma nic lepszego. To największe bogactwo, które możemy dać dzieciom jako rodzice.

Wywiad ukazał się w drukowanym magazynie „Głos” nr 7 (2023). Magazyn można kupić na stronie sklepu internetowego sklep.nadziejadlaprzyszlosci.pl


 

Aplikacja goral24.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: Fundacja Nadzieja dla Przyszłości Aktualizacja: 31/10/2024 09:05

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Wróć do